A ty wiesz co woli Twoje dziecko?

Nasz synek je praktycznie wszystko co przygotuję, ale jeszcze nie potrafi pokazać, że coś woli bardziej. Powiedzmy, że mogę to odczytać po jego zachowaniu, bo czasem o dokładkę woła głośniej, a czasem tylko się rozgląda czy jeszcze coś mu się dostanie :)

Dzisiaj zrobiliśmy pierwsze podejście do metody BLW (w wersji po polsku Bobas Lubi Wybór), które polega na samodzielnym jedzeniu pokarmów przez dziecko. W wersji oryginalnej BLW zaczynamy już od pierwszych posiłków dziecka. My jednak wyszliśmy od papkowatych zupek podawanych na łyżeczce, a dodatkowo synek dostawał różne produkty do rączki do smakowania.

Czyli to takie BLW po naszemu :)

Jak się do tego zabrać?
Jak to mówią - just po prostu:) Nie szykujmy nie wiadomo jakich składników, nie zastanawiajmy się zbyt długo. Zrób to dziś, albo jutro w porze obiadu. Zobacz co masz w lodówce i do dzieła!

Co ugotować?
Może to być ziemniak z naszego obiadu, marchewka ugotowana razem z zupką, którą i tak przygotowywałyśmy dla maluszka i kawałki jabłka. Dobrze, aby składniki były łatwo-chwytne, miękkie, ale też nie na tyle rozgotowane, by rozpadały się przy mocniejszym chwycie.

U nas na pierwszy rzut poszły: makaron, marchewka i bób. Nie był to jakoś szczególnie wyszukany wybór, po prostu akurat to było pod ręką ;) Choć wyborowi przyświecała mi różnorodność: różne kolory, faktury i kształty.

Co przygotować?
Podstawowy zestaw małego łakomczucha: miseczka i śliniaczek (tu im większy tym lepszy:)).
Trzeba nastawić się, że jedzenie będzie wszędzie i mam tu na myśli, że na prawdę wszędzie (makaron świetnie klei się do ściany!). Mama może przygotować sobie herbatkę z melisy, bo tutaj bez spokoju nie ma co w ogóle zaczynać.

Przy tej metodzie bardzo dobrze sprawdziła mi się miseczka z przyssawką (o tym jeszcze napiszę), bo maluch faktycznie może poczuć, że on SAM decyduje o wszystkim, a my nie mamy pokusy, żeby "pomagać" maluszkowi.

Podsumowanie naszej "przygody"
Synek - uszczęśliwiony, rozentuzjazmowany, zaciekawiony, rozbawiony.
Mama - z początku lekko przerażona, ale w końcu równie wyluzowana z kawałkami makaronu we włosach;)

Mogę pokusić się o podsumowanie, że synek w pierwszej kolejności woli... to co jest najbliżej ;) Zaczął od makaronu, później chwycił za marchewkę, a na końcu bób.

Ogólnie polecam takie doświadczenie bo na pewno jest to duża wartość dla dziecka. Nie będzie to nasza codzienność, ale może.. takie degustacje czwartkowe ;)